Jakiś czas temu przygotowałam dla Artpapieru prezentację młodych poetek czeskich (roczniki 70., 80. i 90.). Przedwczoraj wzięłam udział w spotkaniu literackim, podczas którego odbijało się echo nieskończonej, niedopowiedzianej dyskusji o literaturze pisanej przez kobiety.
Simona Racková
Przygody Pixaru
Czy powinnam przemówić w swojej obronie?
Walczyć z wiatrem, złożyć mu głowę na ramię?
Nie chcę szablonów ani zakupów na tydzień.
Nie musisz układać rzeczy na półce, wybierać miejsc.
Wiedzieć to więzić. Mała marność ciała.
Już tu są, już rozwkitają: zjednoczone apaszki, jedwab
zielony, różowy...Gdzieś muszą być łącznice
gdzieś bardzo wyraźnie je czuję.
Wszystko nawiązuje, połączone kiszeczki,
kwiat powoju, stary gramofon.
Znowu ukłuć się igłą w palec, słuchać
wciąż tego samego songu
w klatce i bez oddechu, sama bez odwołania
Dymki w komiksie, odpłynąć w nieznane
Dobrze, wróćmy na sam początek tropu:
do przedszkola przyszedł czarodziej
krzesełka w półkolu, teraz bądźmy cicho
siedzenie i oparcie, metal skręcony jak ręce za plecami.
Po co patrzeć, kiedy możemy śnić?
Zaszepczę ci do ucha, gdybyś oczywiście tutaj był.
Powinnam przytaczać definicje.
Wystawić je jak precle: kunsztownie, pięknie, jednakowo zakręcone.
Zapewnić im kształt: przełożyć, obłożyć
dopóki ciasto się poddaje. I jeszcze raz, tysiąc razy.
Potem iść się pokazać. Mieć wszystko gotowe. Założyć ręce
już tylko patrzeć na swój nakryty stolik
na stoisko na targu z klamerkami w rogach.
Pogłaskać powierzchnie, potem odejść.
Wrócić do marzeń, do starego ogrodu
z alkoholem, co pali, ze szczotką na mszyce.
Z białymi zwojami, długo je obserwować.
Leżeć i się drapać, widzieć wszystko z bliska
w imię ochrony dawno wyciętych drzew
Wypalanych śliwek, na wpół rozpadających się kosich gniazd.
Wspinanie się po gałęziach, drobne obtarcia
ból, który przeminie. Teraz interesuje mnie, kim właściwie jesteś:
moim przyjacielem czy moim zdrajcą?
Bawi mnie obserwować i jeszcze nie wiedzieć. Nie więzić.
Móc wyrwać kratę z okna na strychu
być dziewczynką, która leży przy płocie i głaszcze palcem powoje.
Jeszcze nie wie, że z mężczyznami można też spać
jeszcze wierzy, że da się nimi też snić.
Jeden strych pełen jest rupieci (podobno powiesiła się tam ciotka)
drugi to sama gleba. Nic tylko się w niej zanurzyć.
Dziś natomiast regularny seks
zawsze rano w weekend. Obok dzieci oglądają
nowe przygody Pixaru.
Są pełne akcji, przytłumią więc dźwięk.
Chętnie bym obejrzała. Ten film.
Co ona, do diabła, cały czas chce, rebeliantka przeklęta?
Mamo, czemu ona włazi na tę skałę. Przecież tam nic nie ma
męczy się zupełnie po nic!
Nie może zrozumieć syn, ma dopiero pięć lat.
Może chce zobaczyć z bliska wodospad
mówię mu. Być na górze, tam, gdzie wieje.
Tak po prostu się rozglądać i ot tak tańczyć. Ot tak sobie tańczyć
aż do zawrotu głowy, wolna, sama.
Właczę więc tę płytę raz jeszcze. Cały tydzień będę publikować po jednym wierszu przedstawionych w tamtej prezentacji autorek. Jednocześnie zapraszam do poczytania innych tekstów. Wybrane utwory Simony Rackovej ze zbioru Tance (Tańce) znajdują się tutaj.
Poniżej wklejam mój ulubiony wiersz.
Czy powinnam przemówić w swojej obronie?
Walczyć z wiatrem, złożyć mu głowę na ramię?
Nie chcę szablonów ani zakupów na tydzień.
Nie musisz układać rzeczy na półce, wybierać miejsc.
Wiedzieć to więzić. Mała marność ciała.
Już tu są, już rozwkitają: zjednoczone apaszki, jedwab
zielony, różowy...Gdzieś muszą być łącznice
gdzieś bardzo wyraźnie je czuję.
Wszystko nawiązuje, połączone kiszeczki,
kwiat powoju, stary gramofon.
Znowu ukłuć się igłą w palec, słuchać
wciąż tego samego songu
w klatce i bez oddechu, sama bez odwołania
Dymki w komiksie, odpłynąć w nieznane
Dobrze, wróćmy na sam początek tropu:
do przedszkola przyszedł czarodziej
krzesełka w półkolu, teraz bądźmy cicho
siedzenie i oparcie, metal skręcony jak ręce za plecami.
Po co patrzeć, kiedy możemy śnić?
Zaszepczę ci do ucha, gdybyś oczywiście tutaj był.
Powinnam przytaczać definicje.
Wystawić je jak precle: kunsztownie, pięknie, jednakowo zakręcone.
Zapewnić im kształt: przełożyć, obłożyć
dopóki ciasto się poddaje. I jeszcze raz, tysiąc razy.
Potem iść się pokazać. Mieć wszystko gotowe. Założyć ręce
już tylko patrzeć na swój nakryty stolik
na stoisko na targu z klamerkami w rogach.
Pogłaskać powierzchnie, potem odejść.
Wrócić do marzeń, do starego ogrodu
z alkoholem, co pali, ze szczotką na mszyce.
Z białymi zwojami, długo je obserwować.
Leżeć i się drapać, widzieć wszystko z bliska
w imię ochrony dawno wyciętych drzew
Wypalanych śliwek, na wpół rozpadających się kosich gniazd.
Wspinanie się po gałęziach, drobne obtarcia
ból, który przeminie. Teraz interesuje mnie, kim właściwie jesteś:
moim przyjacielem czy moim zdrajcą?
Bawi mnie obserwować i jeszcze nie wiedzieć. Nie więzić.
Móc wyrwać kratę z okna na strychu
być dziewczynką, która leży przy płocie i głaszcze palcem powoje.
Jeszcze nie wie, że z mężczyznami można też spać
jeszcze wierzy, że da się nimi też snić.
Jeden strych pełen jest rupieci (podobno powiesiła się tam ciotka)
drugi to sama gleba. Nic tylko się w niej zanurzyć.
Dziś natomiast regularny seks
zawsze rano w weekend. Obok dzieci oglądają
nowe przygody Pixaru.
Są pełne akcji, przytłumią więc dźwięk.
Chętnie bym obejrzała. Ten film.
Co ona, do diabła, cały czas chce, rebeliantka przeklęta?
Mamo, czemu ona włazi na tę skałę. Przecież tam nic nie ma
męczy się zupełnie po nic!
Nie może zrozumieć syn, ma dopiero pięć lat.
Może chce zobaczyć z bliska wodospad
mówię mu. Być na górze, tam, gdzie wieje.
Tak po prostu się rozglądać i ot tak tańczyć. Ot tak sobie tańczyć
aż do zawrotu głowy, wolna, sama.
Komentarze
Prześlij komentarz