Przejdź do głównej zawartości

Jeden wiersz Simony Rackovej

Jakiś czas temu przygotowałam dla Artpapieru prezentację młodych poetek czeskich (roczniki 70., 80. i 90.). Przedwczoraj wzięłam udział w spotkaniu literackim, podczas którego odbijało się echo nieskończonej, niedopowiedzianej dyskusji o literaturze pisanej przez kobiety. 

Właczę więc tę płytę raz jeszcze. Cały tydzień będę publikować po jednym wierszu przedstawionych w tamtej prezentacji autorek. Jednocześnie zapraszam do poczytania innych tekstów. Wybrane utwory Simony Rackovej ze zbioru Tance (Tańce) znajdują się tutaj





Poniżej wklejam mój ulubiony wiersz.

Simona Racková

Przygody Pixaru

Czy powinnam przemówić w swojej obronie?
Walczyć z wiatrem, złożyć mu głowę na ramię?
Nie chcę szablonów ani zakupów na tydzień.
Nie musisz układać rzeczy na półce, wybierać miejsc.
Wiedzieć to więzić. Mała marność ciała.
Już tu są, już rozwkitają: zjednoczone apaszki, jedwab
zielony, różowy...Gdzieś muszą być łącznice
gdzieś bardzo wyraźnie je czuję.
Wszystko nawiązuje, połączone kiszeczki,
kwiat powoju, stary gramofon.
Znowu ukłuć się igłą w palec, słuchać
wciąż tego samego songu
w klatce i bez oddechu, sama bez odwołania
Dymki w komiksie, odpłynąć w nieznane
Dobrze, wróćmy na sam początek tropu:
do przedszkola przyszedł czarodziej
krzesełka w półkolu, teraz bądźmy cicho
siedzenie i oparcie, metal skręcony jak ręce za plecami.
Po co patrzeć, kiedy możemy śnić?
Zaszepczę ci do ucha, gdybyś oczywiście tutaj był.
Powinnam przytaczać definicje.
Wystawić je jak precle: kunsztownie, pięknie, jednakowo zakręcone.
Zapewnić im kształt: przełożyć, obłożyć
dopóki ciasto się poddaje. I jeszcze raz, tysiąc razy.
Potem iść się pokazać. Mieć wszystko gotowe. Założyć ręce
już tylko patrzeć na swój nakryty stolik
na stoisko na targu z klamerkami w rogach.
Pogłaskać powierzchnie, potem odejść.
Wrócić do marzeń, do starego ogrodu
z alkoholem, co pali, ze szczotką na mszyce.
Z białymi zwojami, długo je obserwować.
Leżeć i się drapać, widzieć wszystko z bliska
w imię ochrony dawno wyciętych drzew
Wypalanych śliwek, na wpół rozpadających się kosich gniazd.
Wspinanie się po gałęziach, drobne obtarcia
ból, który przeminie. Teraz interesuje mnie, kim właściwie jesteś:
moim przyjacielem czy moim zdrajcą?
Bawi mnie obserwować i jeszcze nie wiedzieć. Nie więzić.
Móc wyrwać kratę z okna na strychu
być dziewczynką, która leży przy płocie i głaszcze palcem powoje.
Jeszcze nie wie, że z mężczyznami można też spać
jeszcze wierzy, że da się nimi też snić.
Jeden strych pełen jest rupieci (podobno powiesiła się tam ciotka)
drugi to sama gleba. Nic tylko się w niej zanurzyć.
Dziś natomiast regularny seks
zawsze rano w weekend. Obok dzieci oglądają
nowe przygody Pixaru.
Są pełne akcji, przytłumią więc dźwięk.
Chętnie bym obejrzała. Ten film.
Co ona, do diabła, cały czas chce, rebeliantka przeklęta?
Mamo, czemu ona włazi na tę skałę. Przecież tam nic nie ma
męczy się zupełnie po nic!
Nie może zrozumieć syn, ma dopiero pięć lat.
Może chce zobaczyć z bliska wodospad
mówię mu. Być na górze, tam, gdzie wieje.
Tak po prostu się rozglądać i ot tak tańczyć. Ot tak sobie tańczyć
aż do zawrotu głowy, wolna, sama.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jeden wiersz Luboša Svobody

Dawno mnie tu nie było, ale to nie znaczy, że nie tłumaczyłam wierszy. Jest wręcz przeciwnie. Poza tym przeprowadziłam się do Pragi, znalazłam pracę i mieszkanie oraz nabyłam ekspres do kawy. Postępu nie zatrzymasz, jak to mówią. Przeprowadziłam się do Pragi, żeby być bliżej języka, który kocham najbardziej. Wygląda na to, że jest to dobra zmiana. Przygotujcie się więc mentalnie na wiele tłumaczeń (się, z cudzych tekstów). A tymczasem jeden wiersz Luboša Svobody. Tekst ukazał się w 46 numerze kwartalnika:  „ Rita Baum" , który bardzo polecam.  Publikacji będzie więcej (no dobra, na razie jedna).  Jak widzicie, planów nie brakuje. A tymczasem wyglądamy, jakbyśmy machali. Luboš Svoboda *** nie rozpoznaję znajomych profili w czapkach tam, gdzie mijamy się najczęściej, śnieg jest bardziej rozbabrany a dłonie chłodne jak dane pomiędzy serwerowniami zagubione między domami, gdzie przyciśnięci do szyby przez kogoś tam z tyłu wyglądamy

Post okolicznościowy (bo dzisiaj mam trzydziestkę)

Kiedy byłam młodsza, wcale nie lubiłam urodzin. Polubiłam je teraz, kiedy pogrążona w wiecznym niedoczasie potrzebuję okazji, by podarować sobie chwilę spokoju, moment dla siebie i dla tego, co lubię najbardziej.  Ostatni rok był walką o czas, próbą znalezienia balansu między tłumaczeniami użytkowymi, które płacą za mnie czynsz i tłumaczeniami literackimi, które nic nie płacą, ale bez nich czuję się, jakbym straciła z oczu kierunkowskaz.  Pojedynek trwa, ale z radością stwierdzam, że udało mi się w ostatnich miesiącach ukraść bardzo wiele minut i godzin, które przeznaczyłam na nocną pracę nad tłumaczeniami wierszy. Mój urodzinowy prezent, który tak na wszelki wypadek zrobiłam sobie już 15 listopada Dziś mam trzydziestkę i życzę sobie, żeby takich chwil było więcej, żeby tłumaczyło się to, co się tłumaczyć ma. I wklejam sobie na urodziny taki oto wiersz (oczywiście w przekładzie). Marie Iljašenko W zimie mam trzydziestkę Stare, napuszone gołębie, mruczące jak

Jeden wiersz świąteczny (niemal poświątecznie)

Ostatnie dwa dni prawdopodobnie były jedynymi dniami w tym roku, kiedy nie włączyłam komputera. Ani na chwilę, ani na sekundę. Dlatego też post okolicznościowy nadchodzi spóźniony. Nie jestem pewna, czy macie na niego miejsce w żołądkach, najwyżej odłożycie go sobie na później. Jak twierdzi nieomylne archiwum, przetłumaczyłam ten tekst na samym początku przekładankowej przygody, w listopadzie 2011 roku.  Byłam wtedy na stypendium w Pradze, mieszkałam w paskudnym akademiku i odkrywałam życie literackie. Wtedy też poznałam teksty Sary  Vybíralovej, dobrych parę lat przed jej dość głośnym debiutem prozatorskim, czyli zbiorem opowiadań S poušť. Wtedy pisała przede wszystkim wiersze i prozy poetyckie. Oto jeden z nich, moim zdaniem idealny akurat na dziś. Sára Vybíralová Boże Narodzenie wetrzeć się w miłość którą dostaje pies codziennie w misce ta sama ilość wziąć coś z jego krzyku kiedy zerwie się ze smyczy zerwać się ze smyczy położyć się w wózku pod po