Przejdź do głównej zawartości

Ten pierwszy raz



Początki były zabawne. Instytut Slawistyki Zachodniej i Południowej UW, nauka niedocenianego języka sąsiadów, tego śmiesznego, co mieszka piętro niżej. Nauka od podstaw, listy dialogowe filmów animowanych, kręta ścieżka ku literaturze. Uczyłam się podstawowych słów, ale wiedziałam, że kiedyś będę tłumaczyć, że będę tłumaczyć sąsiadów.







To był intuicyjny, spontaniczny wybór. Miałam 19 lat i nie rozumiałam, dlaczego mam patrzeć za ocean, po co jeździć na antypody, jeśli nawet z sąsiadami nie potrafimy się dogadać. Nie tylko egzotyczne może inspirować, od dalekich krewnych też można się czegoś nauczyć.

Tak myślałam wtedy i tak myślę dziś. Mam już więcej lat i innych sąsiadów, ale pozostałam wierna tym wybranym. Tłumaczę ich teksty i wracam do ich ogródka. Im dłużej to robię, tym bardziej jestem pewna, że w poszukiwaniach okołoliterackich lupa jest warta tyle samo co lornetka. Może nawet i więcej.

Siedzę i tłumaczę sąsiadów, czasami publikuję ich teksty w antologiach czy pismach. Chciałoby się jednak czegoś więcej. Własnego kąta, własnego ogródka, do którego będę mogła zapraszać sąsiadów, brać ich na języki, przykładnie przekładać na później. Przed nami nieskończona wizyta u krewnych i znajomych, bilateralna inspiracja, przygoda z przetłumaczalnością. Gotowi?

Przy okazji pierwszego posta i pierwszego razu zostawiam Wam, tak właśnie, pierwszy wiersz. Pierwsze popełnione przez mnie tłumaczenie literackie, które zapisałam, wydrukowałam i wysłałam na konkurs translatorski dla bohemistów. Zestaw moich debiutanckich, nieopierzonych tłumaczeń otrzymał wtedy wyróżnienie, a ja tłumaczyłam dalej, zachłanniej. Od tych kilku wersów wszystko się zaczęło, więc pozwolę sobie przyłożyć je do ust, do monitora, do edytora, do czytelnika.


VIOLA FISCHEROVÁ


***

DWÓCH JEJ CHŁOPCÓW

WZNOSI SIĘ NA HUŚTAWCE



DZIEWCZYNKA W PRZEPASCE

Z ŁUKIEM I KOŁCZANEM

POLUJE W POLACH I LASACH



NAJSTARSZA


NA WÓZKU SZELKACH

KOŁYSZE SIĘ -- SAMA



KOLEJNE W DRODZE


A ONA?



WYLOSOWAŁA PIĘĆ LOSÓW

I JESZCZE SIĘ SIĘ ŚMIEJE



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jeden wiersz Luboša Svobody

Dawno mnie tu nie było, ale to nie znaczy, że nie tłumaczyłam wierszy. Jest wręcz przeciwnie. Poza tym przeprowadziłam się do Pragi, znalazłam pracę i mieszkanie oraz nabyłam ekspres do kawy. Postępu nie zatrzymasz, jak to mówią. Przeprowadziłam się do Pragi, żeby być bliżej języka, który kocham najbardziej. Wygląda na to, że jest to dobra zmiana. Przygotujcie się więc mentalnie na wiele tłumaczeń (się, z cudzych tekstów). A tymczasem jeden wiersz Luboša Svobody. Tekst ukazał się w 46 numerze kwartalnika:  „ Rita Baum" , który bardzo polecam.  Publikacji będzie więcej (no dobra, na razie jedna).  Jak widzicie, planów nie brakuje. A tymczasem wyglądamy, jakbyśmy machali. Luboš Svoboda *** nie rozpoznaję znajomych profili w czapkach tam, gdzie mijamy się najczęściej, śnieg jest bardziej rozbabrany a dłonie chłodne jak dane pomiędzy serwerowniami zagubione między domami, gdzie przyciśnięci do szyby przez kogoś tam z tyłu wyglądamy

Post okolicznościowy (bo dzisiaj mam trzydziestkę)

Kiedy byłam młodsza, wcale nie lubiłam urodzin. Polubiłam je teraz, kiedy pogrążona w wiecznym niedoczasie potrzebuję okazji, by podarować sobie chwilę spokoju, moment dla siebie i dla tego, co lubię najbardziej.  Ostatni rok był walką o czas, próbą znalezienia balansu między tłumaczeniami użytkowymi, które płacą za mnie czynsz i tłumaczeniami literackimi, które nic nie płacą, ale bez nich czuję się, jakbym straciła z oczu kierunkowskaz.  Pojedynek trwa, ale z radością stwierdzam, że udało mi się w ostatnich miesiącach ukraść bardzo wiele minut i godzin, które przeznaczyłam na nocną pracę nad tłumaczeniami wierszy. Mój urodzinowy prezent, który tak na wszelki wypadek zrobiłam sobie już 15 listopada Dziś mam trzydziestkę i życzę sobie, żeby takich chwil było więcej, żeby tłumaczyło się to, co się tłumaczyć ma. I wklejam sobie na urodziny taki oto wiersz (oczywiście w przekładzie). Marie Iljašenko W zimie mam trzydziestkę Stare, napuszone gołębie, mruczące jak

Jeden wiersz świąteczny (niemal poświątecznie)

Ostatnie dwa dni prawdopodobnie były jedynymi dniami w tym roku, kiedy nie włączyłam komputera. Ani na chwilę, ani na sekundę. Dlatego też post okolicznościowy nadchodzi spóźniony. Nie jestem pewna, czy macie na niego miejsce w żołądkach, najwyżej odłożycie go sobie na później. Jak twierdzi nieomylne archiwum, przetłumaczyłam ten tekst na samym początku przekładankowej przygody, w listopadzie 2011 roku.  Byłam wtedy na stypendium w Pradze, mieszkałam w paskudnym akademiku i odkrywałam życie literackie. Wtedy też poznałam teksty Sary  Vybíralovej, dobrych parę lat przed jej dość głośnym debiutem prozatorskim, czyli zbiorem opowiadań S poušť. Wtedy pisała przede wszystkim wiersze i prozy poetyckie. Oto jeden z nich, moim zdaniem idealny akurat na dziś. Sára Vybíralová Boże Narodzenie wetrzeć się w miłość którą dostaje pies codziennie w misce ta sama ilość wziąć coś z jego krzyku kiedy zerwie się ze smyczy zerwać się ze smyczy położyć się w wózku pod po